|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lucjanna
Połykacz postów
Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z grzbietu czarnego smoka
|
Wysłany: Pon 21:55, 02 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Nie wiem czy jestem za, czy przeciw. Chyba przeciw. Hodowanie dzieci... Nie wiem co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się, że jestem z probówki. Masakra.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
K'Ehleyr
Zdezorientowany
Dołączył: 06 Lip 2010
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ostrowiec Św.
|
Wysłany: Pon 22:09, 02 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Jeśli chodzi o to in vitro to sprawa jest o tyle dla mnie trudniejsza, że zawsze uważałam się za osobę wierzącą i starającą się żyć zgodnie z Bogiem.
Tymczasem wiadomo, jaka jest postawa Kościoła wobec in vitro. Między innymi dlatego czuję, że Kościół niestety robi się coraz bardziej odległy dla mnie... To trochę boli, bo tak jak pisałam, nigdy nie wchodziłam na drogę wojenną mojej duszy z Kościołem, a tu nagle słyszę, że jeśli popieram in vitro, to oznacza, że nie jestem prawdziwym katolikiem, tylko kreują jakąś własną postawę, co jest postrzegane jako złe.
Nie wiem, jak to będzie, ale chciałabym, aby Bóg zrozumiał dlaczego nie potrafię potępić in vitro...
Nie uważam, żeby dziecko "z probówki" było w czymkolwiek gorsze od któregokolwiek innego, poczętego w "tradycyjny sposób".
Pary mają problem z płodnością - przyczynia się do tego rozwój cywilizacji, dzisiejszy świat jest zupełnie inny niż ten kilkadziesiąt/set lat temu. Wraz z cywilizacją rozwija się nauka, w tym również medycyna. Myślę, że skoro Bóg dał nam chęć poznawania, dał nam rozsądek, wolną wolę i możliwości rozwoju, to nie mozemy tego porzucić... Metody leczenia bezpłodności moga zawieść, tymczasem tyle osób marzy o dziecku, przecież ono może tak samo kochać, wierzyć, pomagać, cieszyć się...
Myślę, że na hasło "in vitro" nie można odpowiedzieć "adopcja!". Oczywiście, że danie miłości osieroconemu dzieciakowi to wielki, piękny czyn i popieram go z całego serca. Jednak są pary, które marzą o swoim maleństwie... Dziecku, które je uszcześliwi. I mogą je mieć jedynie przez metodę in vitro.
Warto zaznaczyć, że przecież adopcja nie polega na "dzień dobry, poproszę trzyletniego chłopca z niebieskimi oczkami" "Proszę podpisać!" "Dziękuję bardzo!".
Chodzi o cały proces, przygotowania, testy... Nie zawsze ludzie, którzy chcą adoptować dziecko uznawani są za dobrych rodziców dla niego. Nie każdy potrafi wychować adoptowane dziecko - nie twierdzę, że są inne czy złe. Nie wiem, jak to powiedzieć - to po prostu leży w psychice. Myślę, że chyba mogłabym adoptować dzieciaka. Ale Kasia, Basia, Stasia może popierać adopcję, jednak samej nie potrafić się na to zdobyć.
Nie obawiałabym się, że in vitro zawładnie światem, ze przestaną się rodzić tradycyjnie poczęte dzieci. Akt prokreacji jest na tyle przyjemny, że ludzie go nie zaprzestaną, dzieci będą się rodzić. Jeśli ktos będzie potrzebował metody in vitro i będzie mógł sobie na nią pozwolić - zrobi to lub nie, w zgodzie z własnym sumieniem.
Wybaczcie chaos, wybaczcie jeśli źle przekazałam to, co chciałam przekazać, ale nie jestem na własnym komputerze i nie mam doskonałych warunków do skupienia się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dreamer
Administratoris
Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z krainy wiecznego rozczarowania.
|
Wysłany: Wto 20:18, 03 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
K'Ehleyr napisał: | że zawsze uważałam się za osobę wierzącą i starającą się żyć zgodnie z Bogiem. |
Podobnie jest u mnie.
Ale, wróć... Moim zdaniem równie bardzo można kochać dziecko, które się zaadoptowało, jak i to, które się urodziło. Dziecko to dziecko. Nie ważne "skąd jest". Sama wychowywałam się w rodzinie, gdzie było zaadoptowane dziecko. Moi rodzice przez długi czas starali się o dziecko, ale im, że tak powiem - nie wyszło. Co więcej, często spotykam się z zagadnieniem, że siostry/brata z domu dziecka nie można kochać tak jak rodzonej/rodzonego..., albo że to jest złe. Paranoja. Zgadzam się, między rodzeństwem zachodzą większe, bądź mniejsze zmiany, odmienność poglądów i wg, ale bez przesady. Ale to nie o to chodzi. Wybaczcie, ale często mi znajomi to powtarzają, że jestem "inna" niż siostra [ z czym się zgadzam ], ale zarzucają, że nie mamy wspólnego języka, nie potrafimy się dogadać, bo jak to ? -.-
Wracając do 'in vitro'..., dla mnie to jest chore. To tak, jak z Calineczką. Kobieta chciała dziecko [nie wnikajmy w wiek], poszła - dostała ziarenko, zasadziła sobie, podlewała, pielęgnowała i miała dziecko. Oo
Albo... Kobieta 75 letnia urodziła dziecko, dzięki in vitro. To ma być matka? Jak dla mnie babcia... Jak umrze, to kto wychowa to dziecko? Sierociniec?
Moim zdaniem, nie powinniśmy, aż do tego stopnia wykorzystywać technologii i postępu nauki. Patrząc na to co się dzieje obok nas, ile dzieci nie ma domu, ile marzy o rodzinie... MARZY, bo tylko to im pozostaje. Lepiej wydać kasę i mieć 'własne dziecko'. Tylko w czym ono jest gorsze? W tym, że nie ma naszej grupy krwi? Oczu, rysów twarzy? Charakteru, koloru włosów?
Dobra, milczę już -.- W sumie nie wiem ile ładu, a ile składu jest w mojej wypowiedzi, ale jakoś no, dziko to napisałam, tak czuje. -.-
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|